środa, 5 sierpnia 2015

Nie wierzę już artystkom.

 Nie to, że muszę... mam ochotę Wam się do czegoś przyznać. Jakkolwiek to dziwnie zabrzmi, obejrzałam wszystkie możliwe wywiady z Natalią Przybysz na yt. A. się ze mnie przez to śmieje. Proszę nie mieć mi tego za złe, nie moja wina, że urodziłam się kobietą i podobają mi się piosenki o piersiach, długich nogach, wstążkach, słodyczach i paniach, co to w domu noszą spodnie i skórzany pasek.
 Kilka godzin zajęło mi pochłanianie jej słów, z którymi to się utożsamiałam. Wreszcie ktoś uważał bez żadnej wyszukanej filozofii życiowej, że artysta to osoba, która przede wszystkim tworzy sztukę, a nie - jak się A. wydaje - człowiek lasu, w samotności strugajacy pajacyki z drewna. 
 I nagle okazało się, że nie wszystkie internetowe prawdy są zgodne z rzeczywistością...

 Należę do tego smutnego gatunku ludzkiego, co to nie ma z kim jeździć na wakacje, więc jeździ z rodzicami... 
 Zawsze w to samo miejsce. Zawsze blisko Krupówek. ZAWSZE.
 Mama Grażka potrafi zachwycać się godzinami torebkami z futerkiem, ciupażkami, ciupażkami - długopisami, ciupażkami -pluszakami, ciupażkami na skarpetkach etc. 
 W tym roku tego nie zniosłam. Uciekłam i kupiłam sobie cztery jazzowe płyty w cenie dwóch. Byłam tak samo zadowolona ze swojego zakupu, co mama Grażka z dziesiątej pary góralskich kapci w cenie dziewięciu i pół.
 Myślałam, że Billie Holiday i John Coltrane umilą nam długie godziny spędzone w samochodzie. Przypomniałam sobie spostrzeżenie Natalii, że my, tj. ludzie, Polacy, rodacy, może i nawet facebookowi patrioci (nadinterpretuję) fascynujemy się tym, co w naszej mentalności uchodzi za klasykę. Prawda, że to prawdopodobnie brzmi? W ten sposób wybaczyłam wszystkim  miłym istotom, które radziły, bym coverowała "Wehikuł czasu". Dżem z Ryśkiem na czele jest dla nas klasykiem tak samo jak chleb na śniadanie. No bo kto nie lubi chleba? Na nic zdadzą się tłumaczenia, że w Polsce mamy wiele nowych muzycznych projektów, które są równie wspaniałe, a może i wspanialsze, świeższe, nowatorskie. Stawiając nas samych przed alternatywą: tofu i Domowe Melodie, nasze dłonie, plecy, małe stópki i rozdwojone końcówki wybiorą chleb i Dżem, ale z Ryśkiem "bo pani, bez Ryśka to już nie je to samo".

 Jak więc mogłam przewidzieć rodzinny wyjątek od tej reguły?
 Włączyłam w aucie Billie Holiday, klasyk jak się patrzy! Mama Grażka, która przez telefon rozmawiała o ważnych dla niej sprawach, tj. czy pani z hodowli dla psów ma na sprzedaż małego yorka "dziewczynkę", aż podskoczyła z wrażenia, tak ją przeraziły wariacje na trąbce w utworze "Cheek To Cheek".
 - Jezus, samochód nam się psuje??

 Nie uwierzę już artystkom choćby mówiły najpiękniej we wszystkich wywiadach. Klasyki nie sprawdzają się w mojej rodzinie. Bardziej zachwycano się podczas jazdy kapciami niż płytami...
 G. -  aniołek w oczach mamy Grażki, włączyła Gang Albanii, czyli coś co męczy mnie i straszy jak disco polo i Sarsa. Ktoś mi wytłumaczy jak to się dzieje, że człowiek nie słucha, a zna cały tekst?

 - Ej, co oni tam śpiewają? Pizda na koło?
 - A nie pizda na goło?

 Nie ufam już artystkom. Nawet Natalii. I kocham mamę Grażkę i jej ciupażki.
 Fasola







3 komentarze:

  1. Bardzo mądrze napisany post..

    rilseee.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Mądry post. Wiele dałaś mi do myślenia.
    Cieszę się, że znowu coś piszesz.

    Pozdrawiam:*
    http://klaudiaczytarecenzuje.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tez Cię kocham....Graża

    OdpowiedzUsuń